Pstre Kropki

bo warto czasem niejedną kropkę postawić ;)

Cześć. :)



W tej oto przedświątecznej notce podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami o treningach. Często zastanawiałam się, czy lepiej jest wykonywać wiele treningów czy skupić się na jednym. Dzisiaj poznałam odpowiedź na to pytanie.

Rzuciłam sobie dziś szczególne wyzwanie. Weszłam na YT i uruchomiłam killer Chodakowskiej. Powiem tak... nie sposób określić słowami rozmiarów zmęczenia. Praktycznie natychmiast nastąpiła zadyszka, serce łomotało. Wytrzymałam 12 minut. Przed oczami pojawiła się mgła, myślałam, że zemdleję. To naprawdę ostry i trudny trening (w skali od 1-10, oceniam go na 11). Sporo podskoków, biegów, trudnych i niewygodnych pozycji, w których trzeba wytrzymać. To dla mojego ciała stanowczo za dużo. Wrócę do killera najdalej po dwóch miesiącach.

Okej, po killerze pozbierałam się z podłogi, rzuciłam parę siarczystych przekleństw, położyłam się na łóżku cała zlana potem... i przyszła myśl: spróbuję z innym! Znudził mi się skalpel, czas na coś nowego.
Odpaliłam trening Extra Figura, stosunkowo nowy. Powiem tak, nie jest aż tak ciężki (taka siódemeczka), ale tu również się poddałam. Ćwiczenia dość monotonne i gdy po raz trzeci musiałam wymachiwać w ten sam sposób nogą i stawiać ją do tyłu, miałam - piiip - dość. Wkurzyłam się w tym momencie. Wkurzyłam się, bo nie znoszę porażek i wolę jak wszystko mi się udaje.

Dzisiaj miałam kiepski dzień. Wziął mnie taki dołek. Poczułam zniechęcenie, taki impuls, że mi się nie uda. Bezsilność. Bezradność. Najchętniej schowałabym się pod kołdrą i nie wychodziła. Taki kryzys.

Co zrobiłam nie tak? Wzięłam parę srok za ogon! A tak nie można! Odpowiedź jest prosta: należy skupić się na jednym treningu, ewentualnie brać się za takie, o których się wie, że się podoła. Jak myślę sobie "killer", to na samą myśl jestem zmęczona i rozczarowana. Taaak, nie mam tak ekstra kondycji, figury, itp. Ale trzeba pilnować, by odchudzając się, czuło się z tego powodu przyjemność. Nie dajmy się pochłonąć wewnętrznym demonom. Nie słuchaj głosu w Twojej głowie, który mówi Ci, że nie dasz rady - łże skurwysyn. Porażki prowadzą do sukcesu.

Dbajcie o siebie i o innych. A jutro czas na szybki spacer. Może po lesie? Kto wie.

Wesołych.


Ps: schudłam już 4- 4,5 kg!


Witajcie!



Tę notkę poświęcę na krótkie rozważania o odchudzaniu. Zaczęłam się odchudzać na początku grudnia. Mija trzeci tydzień tego procesu. Jak to u mnie przebiega?

1. Poprawiła się moja kondycja. - Było na tyle źle, że szybki spacer kończył się zadyszką. Zauważyłam, że mam nieco lepszą kondycją i mniej się męczę.
2. Ból mięśni. - No niestety, z powodu przetrenowania, czwarty dzień boli mnie mięsień uda w trakcie chodzenia. To spowalnia moją wydajność. Na szczęście, ból ustępuje. Na bóle mięśni polecam maść Discloziaja.
3. Poprawił się mój kształt kostek. - Co zauważyła moja mama. Kostki u nóg robią się bardziej widoczne.
4. Waga mnie oszukuje - przez pierwsze 2 tygodnie straciłam łącznie 3 kg, ale była to sama woda. Waga raz wskazuje 71 kg, a raz 70. Czekam, aż w końcu spadnie poniżej 70 kg.
5. Odchudzanie nie jest łatwe. - Nie wystarczy się ruszać. Trzeba też dbać o odpowiednią dietę. W moim przypadku... mniej jeść.
6. Nie liczę kalorii. - Liczenie kalorii to jedno z najgłupszych sposobów na odchudzanie, ta czynność niepotrzebnie nas stresuje i powoduje frustrację, gdy nie możemy zjeść ulubionej potrawy z racji wysokiej kaloryczności.
7. Indyk/ kurczak, zamiast wieprzowiny. - Najchudsze mięso to królik, ale z racji tego, że nie tknę tego zwierzęcia moimi zębami, wybieram indyk i pierś z kurczaka, również chude mięsa. 
8. Po miesiącu należy się wymierzyć dokładnie. - I sprawdzić, ile centymetrów straciliśmy.
9. CEL: kupienie specjalnego zegarka z licznikiem spalenia kalorii. - To dodatkowo mnie zmotywuje.

Jak na razie, to tyle z wniosków. Wrócę pod koniec grudnia, by podzielić się kolejnymi wnioskami.
Zapraszam serdecznie do wzięcia udziału w konkursie mikołajkowym, gdzie nagrodą jest specjalna bombka na choinkę. Musicie tylko opisać, jak wyobrażacie sobie wygląd Mikołaja. ;)

http://przemysleniakai.blogspot.com/2015/12/konkurs-blogowy-mikoaj.html


Akcję organizuje Wydawnictwo Wymownia po to, by podarować Wam prezent i dzięki temu wspierać czytelnictwo. Zapraszamy do udziału właśnie Was, Drogie Blogerki, gdyż lubicie słowa – przecież dlatego właśnie piszecie swoje blogi i czytacie cudze!
Poprzez swoją akcję chcemy zrobić coś właśnie dla Was drogie Panie, gdyż uważamy, że warto inwestować w młode kreatywne umysły, bo to od nich będzie zależało jutro.
Jedyne, co musicie zrobić, to wejść pod ten adres: http://wymownia.pl/darmowe-ebooki-dla-blogerek/ przeczytać post i cieszyć się w uroków czytania ;).


Uwielbiam zimę. To uczucie, kiedy płatki mokrego śniegu kapią Ci na twarz, możesz otulić się wygodnym, miłym w dotyku szalikiem i brodzić długimi, ciepłymi kozakami po śniegu w poszukiwaniu pierwszych śladów zimy. Pamiętam jak wraz z moim chłopakiem parę lat temu na przywitanie zimy, ulepiłam bałwana. Wyszedł nam trochę zbyt kwadratowy, bo śnieg nie chciał się lepić. Ale i tak było świetnie.

Szkoda, że zima trwa u nas tak krótko i szkoda, że jeszcze nie ma śniegu. Nie pamiętam Świąt, w czasie których spadł śnieg. Dzieci lubią śnieg, a ja mimo wszystko, wciąż czuję się takim "dużym" dzieckiem z wyobraźnią godną pozazdroszczenia.

Lubię opowieść o Kainie i Gerdzie i lubię te imiona. Mowa, oczywiście, o baśni Królowa Śniegu, na myśl przychodzą mi fantastyczne wspomnienia z nią związane. Ta piękna i ponadczasowa baśń nie tylko opowiada o cudzie, jakim jest zima, nie tylko jest magiczna i ciepła, ale mówi też o czymś, co powoli zanika w dzisiejszym świecie. O przyjaźni, takiej do końca życia, takiej prawdziwej, od serca. Gerda przemierzyła dla swojego Kaia wiele kilometrów na zimnie po to tylko, by go ratować z rąk złej Królowej... To wzruszające i piękne, co zrobiła dla niego.


Ludziom przewróciło się w głowach i zapomnieli o czymś tak istotnym, jak przyjaźń, jak obecność drugiego człowieka obok siebie. Bo czym jest człowiek? Czasem wydaje mi się, że jesteśmy nikim dla samych siebie, a co dopiero dla tego ktosia, który istnieje sobie niedaleko nas.

Dlatego pamiętajmy o tym, by w czasie tegorocznych Świąt być przede wszystkim ZE sobą, a nie OBOK. Tegoroczne Święta spędzcie w gronie najbliższych, odetnijcie się od Facebooka, Instagrama czy Snapchata i po prostu bądźcie. Tak po prostu, zwyczajnie, po ludzku... nigdy nie wiadomo, kiedy może Wam zabraknąć tej osoby, która jest z Wami na co dzień, doceniajcie każdą chwilę spędzoną ze sobą i spokój, którym się otaczacie. A być może znajdziecie kogoś, kto czeka na Wasz sygnał? Który jest samotny? Potrzebuje zwykłej rozmowy? 

Zima właśnie z tym mi się kojarzy. Z bliskością, refleksją na temat nas samych, na temat świata, jego sensu i ludzi. Życzę Wam, byście przeżyli te Święta z mądrością... i dużo, dużo miłości! Do babci, dziadka, mamy, taty, partnera, koleżanki, a nawet do tego, czego nie da się nawet polubić, a tym bardziej nijak pokochać. Przekłujcie swoje drobne, osobiste porażki w coś pięknego, bądźcie każdego dnia lepszą wersją siebie. Życie jest jedno. Nie zmarnujcie tego.



Właśnie popijam sobie małą filiżankę czerwonej herbaty. Warto wiedzieć, jakie ma właściwości ten rodzaj herbaty i co powoduje w naszym organizmie. Szczególnie polecam je osobom, które mają nadmiar wody w organizmie, a ich ciało jest opuchnięte. To napój moczopędny, dobrze wpływa na nerki i wątrobę, poprawia krążenie krwi, a także - podobno - nastrój. Również dla kogoś mającego problemy z pamięcią i koncentracją będzie to napar zbawienny, ponieważ wpływa pozytywnie na te obszary naszej codzienności. A co najważniejsze - likwiduje ryzyko pojawienia się złego cholesterolu! Same pozytywne rzeczy... No właśnie. Pora więc na te niekoniecznie pozytywne.


A tym negatywem jest... smak. Niestety, zdrowe rzeczy nie zawsze są smaczne. Moim zdaniem, nie jest to smaczna herbata. Smakuje trochę ziemią, jest gorzkawa, ale nie na tyle, by ją odłożyć na bok. Jeśli odpowiednio krótko (3-4 minuty) będziemy ją zaparzać, mamy szansę otrzymać dość przyjemny napar o neutralnym smaku.

Zamiast kolejnej słodkiej kawy z mlekiem czy tłustą śmietanką, proponuję 2-3 razy dziennie wypić sobie czerwoną herbatę. Nie tylko poprawi Wasze zdrowie i samopoczucie, ale również istnieje prawdopodobnieństwo zrzucenia paru zbędnych kilogramów. 


Dzisiaj wreszcie się zmobilizowałam i wykonałam pierwszy trening w domu. Udowodniłam tym samym sobie, że nie trzeba mieć nie wiadomo jakiego sprzętu i full miejsca w pokoju, by wykonać kilka ćwiczeń. To dobry początek, pierwszy krok ku zmianom, które sobie założyłam i mam nadzieję, że pójdzie mi nieźle. W poprzedniej notce wspomniałam, że zapisałam się na zumbę - to mnie dodatkowo zmobilizuje do podniesienia tyłka z kanapy, tym bardziej, że ćwiczyć trzeba minimum 3 razy w tygodniu. Nie wiem, jak to się ma do Skalpela, który wykonałam i będę się go na razie trzymać, bo to też trzeba wykonywać 3 razy na tydzień. Ale do rzeczy, jestem z siebie niesamowicie dumna, bo wytrzymałam do końca, czyli całe 40 minut. Przedtem zrobiłam trening cardio (baaardzo byłam po tym wyczerpana), który trwał 10 minut, a następnie 15 minut zumby dla początkujących. Potem wzięłam się za Skalpel.

Konkretnie, skalpel wzmacnia mięśnie brzucha i trzeba się ciągle pilnować (co dzięki uprzejmości Ewki nie jest takie trudne), by napinać brzuch. Ćwiczymy wszystko: plecy, ramiona, nogi, pośladki, łydki i wspomniane mięśnie brzucha, także te boczne.

Uważam, że Skalpel to najlepsze, co powstało w kwestii treningów - nie wyczerpuje nas AŻ tak bardzo, bo po wyczerpującym cardio miałam jeszcze siły na to. Trzeba pilnować oddechu, ale dzięki podpowiedziom Ewki "wdech, wydech" udaje się to osiągnąć z powodzeniem. Gdybym ćwiczyła sama, pewnie zapomniałabym o kontroli oddechu i szybko bym się zmęczyła. A nie o to chodzi.


Co jest poza tym ważne? To, aby wykonywać ćwiczenia w swoim tempie pamiętając o napiętym brzuchu. Bez tego trening nie jest skuteczny i szkoda naszego czasu i wysiłku. Lepiej wykonywać coś wolniej, niż szybko i byle jak. Wiadomo, że Chodakowska jest doświadczoną trenerką i pewne rzeczy przychodzą jej z łatwością, a nam już niekoniecznie. Z każdym odbytym treningiem będzie nam łatwiej. Trening pozwala nie tylko spalić tłuszcz i pozbyć się toksyn z organizmu, ale również ujędrnić ciało, zlikwidować celulit, wydłużyć i wysmuklić sylwetkę. 
Czasem mamy do czynienia z treningami, które w miejsce tłuszczu robią nam mięśnie, co sprawia, że prawie wcale nie chudniemy, tak jest w słynnej Szóstce Weidera. Skalpel jest pod tym względem inny, nie dość, że mamy bardzo dobrą rozgrzewkę na początku, to jeszcze trening utrzymany jest w średnim tempie i nawet ktoś bez kondycji powinien sobie poradzić. Pod koniec, oczywiście, parę ćwiczeń na rozciąganie.

Wiem, jak trudno jest się ruszyć z kanapy, ale Skalpel poprawił mi nastrój i bardzo żałowałam, że się nie wzięłam za niego wcześniej. Endorfiny naprawdę szybują w górę! No więc nie czekajcie i sięgnijcie po Skalpel, grunt to się nie zniechęcać ;).



GRZECHY I GRZESZKI ŻYWIENIOWE:

wczoraj - bułka z papryką, szynką i pomidorem za 4 zł kupiona w sklepiku /taki średni grzech, ale likwiduję pieczywo w swojej diecie. Bułka co prawda była razowa ze słonecznikiem, ale słyszałam, że też ma dużo kcal. Kupiłam ją między zajęciami/
wczoraj - mini pizza WIELKI GRZECH, przez który zakatowałam się dzisiaj na treningu :-). Cóż, stare przyzwyczajenia dały o sobie znać...
dzisiaj - jeden cukierek typu trufel - tego się wstydzę mniej, niż poprzedniego grzeszku. Jeden cukierek nikomu nie zaszkodził, a mam nadzieję, że już go spaliłam. ;)

SUKCESY ŻYWIENIOWE

dzisiaj - nie zjadłam po 19
wczoraj - pierś z kurczaka z papryką i pieczarkami